Gdy się dorasta w takim mieście, jak Wrocław … gdzie bardzo łatwo zobaczyć dużą różnorodność w oglądanych na ulicach budynkach … można odnaleźć „reprezentantów” większość stylów wymienianych w podręcznikach do historii architektury … niektórych trzeba jednak dobrze poszukać … człowiek jakby naturalnie i mimochodem rejestruje je w świadomości  … dodatkowo … gdy na lekcjach plastyki w liceum … barwnie i z poczuciem humoru opowiadane są historie o … stylach w sztuce … człowiek ani się obejrzy i stoi przed gmachem Wydziału Historii Uniwersytetu Wrocławskiego  z papierami w ręku, aby studiować historię sztuki … przynajmniej w swojej wyobraźni … jednak świadomość, że jest ona nieoderwanie połączona z historią … może ostudzić entuzjazm „artystycznej duszy”… niestety dopiero po wielu latach, gdy przerabiam jakby na nowo karty naszej i światowej historii … do sprawdzianów szkolnych … może też dzięki braku konieczności zaliczania … zaczynam trochę rozumieć dlaczego te style są tak różnorodne … co ich twórcy chcieli w ten sposób wyrazić … cóż jednak nadal kręcimy się w kręgu wybrańców  … co z jednej strony onieśmiela, ale z drugiej powoduje pewną tęsknotę i pytanie „a czemu nie ja” … która może od razu … a może po wielu latach zachęci, żeby jednak spróbować … i wracamy do naszej sfery … ten romans nie skończył się, co prawda małżeństwem 😉 … historykiem sztuki nie zostałam, ale dozgonną przyjaźnią … wszystko czego się w  tamtym czasie nauczyłam pozwoliło mi napisać pracę inżynierską mocno zakorzenioną w konserwacji zabytków … mimo wszystko pozostając lojalną swoim „przekonaniom” w tej materii … co o mały włos nie spowodowało kontynuacji studiów na konserwacji zabytków w Toruniu, gdzie mnie kierowano … ale w tamtym czasie nie byłam jeszcze gotowa na zmianę miasta  … choć Toruń jest przepiękny, co sama potwierdziłam już kilka lat później …

11866224_10207935536889593_5476543644311168670_n